piątek, 14 sierpnia 2015

25 miesięcy i 17 dni.

Dwadzieścia pięć miesięcy i 17 dni, tyle zajęło mi podjęcie wyzwania, które rzuciła mi Suzi. Mam nadzieję, że zobaczy tego posta (jeśli nie to jej go pokaże) i powrócimy do pisania bloga, albo raczej rozpoczniemy pisanie go na dobre, tak jak planowałyśmy dwa lata temu. 
Tyle się zmieniło. Ponad dwa lata temu gdy pisała post o mnie byłam w rozsypce: i emocjonalnej i psychicznej i fizycznej. Jeden wielki bałagan. A ona trwała przy mnie dzielnie i znosiła wszelkie moje humory i depresje, marudzenie i unoszenie się o byle co. 
A teraz? To nadal trwa. Mimo nieregularnego kontaktu i często przerwanych rozmów nadal nie ma osoby na świecie, która by mnie rozumiała lepiej niż ona. Moje prywatne guru. 
Obie dorosłyśmy, w jednych kwestiach bardziej, w innych mniej. Ja jestem dumną ciocią, Zuzi dumną Mamą. Obie wyszłyśmy za mąż. Obie schudłyśmy i przytyłyśmy znów i znów schudłyśmy i tak w kółko. Jakim cudem to wszystko wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch lat, a ja nie znalazłam nawet 30 minut, żeby się tym podzielić i w typowy dla mnie sposób uzewnętrznić się w sieci? 
Nie wiem. Ale wiem za to, że nie ma takich rzeczy, których nie można naprawić. A mam wiele do powiedzenia, opowiedzenia i podzielenia się, nawet jeśli nikt tego nie czyta. Nawet jeśli to tylko dla mnie i dla niej. 


Więc jak Suzi, ciągniemy to dalej? Spróbujemy?

1 komentarz:

  1. No proszę... takie zmiany! U mnie stare śmieci... czekam więc na więcej :)

    OdpowiedzUsuń