Dwadzieścia pięć miesięcy i 17 dni, tyle zajęło mi podjęcie wyzwania, które rzuciła mi Suzi. Mam nadzieję, że zobaczy tego posta (jeśli nie to jej go pokaże) i powrócimy do pisania bloga, albo raczej rozpoczniemy pisanie go na dobre, tak jak planowałyśmy dwa lata temu.
Tyle się zmieniło. Ponad dwa lata temu gdy pisała post o mnie byłam w rozsypce: i emocjonalnej i psychicznej i fizycznej. Jeden wielki bałagan. A ona trwała przy mnie dzielnie i znosiła wszelkie moje humory i depresje, marudzenie i unoszenie się o byle co.
A teraz? To nadal trwa. Mimo nieregularnego kontaktu i często przerwanych rozmów nadal nie ma osoby na świecie, która by mnie rozumiała lepiej niż ona. Moje prywatne guru.
Obie dorosłyśmy, w jednych kwestiach bardziej, w innych mniej. Ja jestem dumną ciocią, Zuzi dumną Mamą. Obie wyszłyśmy za mąż. Obie schudłyśmy i przytyłyśmy znów i znów schudłyśmy i tak w kółko. Jakim cudem to wszystko wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch lat, a ja nie znalazłam nawet 30 minut, żeby się tym podzielić i w typowy dla mnie sposób uzewnętrznić się w sieci?
Nie wiem. Ale wiem za to, że nie ma takich rzeczy, których nie można naprawić. A mam wiele do powiedzenia, opowiedzenia i podzielenia się, nawet jeśli nikt tego nie czyta. Nawet jeśli to tylko dla mnie i dla niej.
Więc jak Suzi, ciągniemy to dalej? Spróbujemy?
We're adults, when did that happen? How do we make it stops?
“She’s my person. If I murdered someone, she’s the person I’d call to help me drag the corpse across the living room floor. She’s my person.”
piątek, 14 sierpnia 2015
sobota, 29 czerwca 2013
She.
Czyli teraz pora na mnie. Mój
pierwszy post nie będzie o mnie. Tylko o jednej z najważniejszych osób w moim
życiu. Post – motywator.
Kim Ona jest? Młodą,
dwudziestoletnią kobietą. Fantastyczną, inteligentną, zabawną i piękną. Moją
najlepszą przyjaciółką. Od dwudziestu lat. Znosi moje fanaberie, rozumie lepiej
niż ktokolwiek inny na tym świecie. Moją „soulmate” (w języku polskim nie ma na
to chyba określenia).
Zawsze była i jest wtedy, kiedy mam
dołek i musi mnie z niego wyciągnąć. A było tych dołków swego czasu wiele. Była
ze mną, gdy miałam strasznie złamane serce, wspierała i co najważniejsze, nie
krytykowała. Mimo, że powinna, oj powinna. Popełniałam błędy, a Ona potem
korespondencyjnie ‘wycierała mi łzy’. Bo naszą przyjaźń zawsze dzieliły
kilometry. Teraz, mimo, że jest tysiąc kilometrów ode mnie, mam wrażenie, że
jest jeszcze bliższa. Potrafimy przegadać cały dzień, zasypiając z telefonem
przy głowie.
I właśnie teraz to Ona potrzebuje
mojego wsparcia, mojego ramienia do wypłakania. Muszę ją zmotywować, dać Jej
wiarę, że te czarne chmury miną, że będzie dobrze. Ja wiem, że będzie, Ona musi
w to uwierzyć.
Dziś, kiedy wszystko jest złe,
kiedy nie jest tak, jak sobie wymarzyła, musi wierzyć, że życie szykuje dla
Niej coś wielkiego. To nadejdzie, w najmniej oczekiwanym momencie. Tylko musi
wierzyć. Marzenia same się nie spełnią, trzeba im trochę pomóc
Ja mam dziś prawie 25 lat, mogę
powiedzieć, że w końcu się akceptuję, mimo wad (zewnętrznych mankamentów i
wewnętrznych :)).
W końcu wstaję rano, patrzę w lustro i
widzę piękną kobietę, uśmiecham się do siebie i nie myślę „tu masz za dużo, a
tu za mało”. Polubiłam siebie. Zajęło mi to trochę, ale w końcu zrozumiałam, że
nie ma ludzi idealnych, ze żadna kobieta nie jest w pełni z siebie zadowolona. Cóż
za błąd. Każda z nas jest jedyna w swoim rodzaju i dlatego właśnie jesteśmy
wspaniałe. Żaden facet czy dodatkowy kilogram tu i ówdzie tego nie zmieni.
Moja kochana Przyjaciółko, musisz w
końcu uwierzyć w siebie. Zacznij stawiać Siebie na pierwszym miejscu, polub
się. Kiedy to się stanie zobaczysz, że życie jest piękne.
A życie mamy tylko jedno, nie ma
sensu marnować go na smutki.
Ja będę zawsze przy Tobie, bez
względu na wszystko. I żadne kilometry, faceci, problemy tego nie zmienią.
Jesteś moją siostrą, rodziną, wszystkim
co mam. Dla mnie jesteś najpiękniejsza
na świecie, najmądrzejsza, teraz czas, żebyś Ty to zobaczyła. Majks,
przyjmujesz wyzwanie?
sobota, 8 czerwca 2013
Leworęcznie po raz pierwszy!
Jestem beznadziejna w pisaniu pierwszych postów. Bo o czym napisać?
"Cześć nazywam sie Maja i mam nieposkromioną chęć uzewnętrzniania sie na wszelkiego rodzaju blogach." ?? Nie, tak zacząć nie mogę. Aczkolwiek to prawda :)
Nie lubię kategorii blogów "lifestyle". A mimo wszystko jakimś cudem stałam się współautorką jednego z nich. Bo myślę właśnie, ze nasz blog będzie zahaczał o każdą dziedziną życia i niestety będzie to na początku przypominało chaos. Ale przecież cały świat powstał z wielkiego wybuchu i chaosu wiec myślę, że nam też uda się stworzyć coś na miarę małego świata w sieci. I liczę na to, że z czasem w miarę uporządkujemy ten swój świat.
Ten post jest tylko o mnie i z mojego widzenia. Obie z Suzi jesteśmy osobnymi individuum (tak różnymi, że czasem nas to aż zaskakuje) i z tego powodu każda z nas będzie prawić i szerzyć swoje mądrości. Jednym słowem Zuzi sama się przedstawi i ujawni tyle ile chce o sobie i idei tego bloga z jej punktu widzenia. I liczę na to, że zrobi to niebawem. :)
Najtrudniej ponoć jest zacząć. Ja już przeszłam przez tą mękę, a teraz pora na Suzi.
Suzi, akceptujesz wyzwanie?
Ps: Ja piekę, Suzi nie ma piekarnika. Jak to mogłoby w ogóle sie nie udać?? :)
"Cześć nazywam sie Maja i mam nieposkromioną chęć uzewnętrzniania sie na wszelkiego rodzaju blogach." ?? Nie, tak zacząć nie mogę. Aczkolwiek to prawda :)
Nie lubię kategorii blogów "lifestyle". A mimo wszystko jakimś cudem stałam się współautorką jednego z nich. Bo myślę właśnie, ze nasz blog będzie zahaczał o każdą dziedziną życia i niestety będzie to na początku przypominało chaos. Ale przecież cały świat powstał z wielkiego wybuchu i chaosu wiec myślę, że nam też uda się stworzyć coś na miarę małego świata w sieci. I liczę na to, że z czasem w miarę uporządkujemy ten swój świat.
Ten post jest tylko o mnie i z mojego widzenia. Obie z Suzi jesteśmy osobnymi individuum (tak różnymi, że czasem nas to aż zaskakuje) i z tego powodu każda z nas będzie prawić i szerzyć swoje mądrości. Jednym słowem Zuzi sama się przedstawi i ujawni tyle ile chce o sobie i idei tego bloga z jej punktu widzenia. I liczę na to, że zrobi to niebawem. :)
Najtrudniej ponoć jest zacząć. Ja już przeszłam przez tą mękę, a teraz pora na Suzi.
Suzi, akceptujesz wyzwanie?
Ps: Ja piekę, Suzi nie ma piekarnika. Jak to mogłoby w ogóle sie nie udać?? :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)